- Hej ciocia - przywitał się podbiegając do mnie.
- Hej Oli, jak tam w szkole? - zapytałam.
- A całkiem fajnie dziś było - odpowiedział.
- No to jak idziemy na lody? - zapytałam wiedząc, ze zaraz wpadnie w euforię.
- Taakkk!!!
Poszliśmy do naszej ulubionej kawiarni w Bełchatowie na lody. Ja oczywiście wzięłam swoje ulubione truskawkowe za to Oli zażyczył sobie deser lodowy. Zaraz po zjedzeniu postanowiliśmy wracając do domu aby przygotować obiad zanim wróci Dagmara.
- Co gotujemy? - zapytałam kiedy siedzieliśmy z małym Winiarskim w kuchni.
- Może ugotujmy...spaghetti - powiedział.
- Ok w takim razie bierzmy się żeby zdążyć zanim mama wróci.
Wzięłam się za przyrządzanie obiadu a Oliwier bacznie przyglądał się moim poczynaniom. Nim się spostrzegliśmy wróciła pani domu.
- Wróciłam! - krzyknęła już z progu.
- To dobrze bo właśnie podajemy do stołu - powiedziałam.
- O a co smacznego zrobiliście? - zapytała żona Michała.
- Spaghetti! - krzyknęła młodsza kopia mojego brata.
Po obiedzie poszłam do swojego pokoju i zaczęłam pakować potrzebne rzeczy na wyjazd do Bydgoszczy i Gdańska. Z racji tego, że siatkarze już w niedzielę mieli grać w Ergo Arenie doszłyśmy z Dagmarą do wniosku, że nie będziemy wracać do Bełchatowa tylko od razu udamy się nad morze. Około 21 już leżałam w łóżku zastanawiając się jak teraz będą wyglądały moje relacje z Andrzejem. Niby wszystko sobie wyjaśniliśmy ale...ta sytuacja nadal nie dawała mi spokoju.
Następnego dnia obudził mnie budzik już o 7:30 podniosłam się z łóżka i poszłam wziąć prysznic a potem się ubrałam i zeszłam na dół.
Zaraz po śniadaniu zapakowaliśmy nasze torby do samochodu i całą trójką ruszyliśmy w kierunku Bydgoszczy. Po kilku godzinach drogi dojechaliśmy pod dom moich rodziców. Kiedy tylko wysiadłam z za kierownicy wysiadłam z auta aby rozprostować nogi. Chwilę potem z domu wyszli rodzice.
- Jejku dzieci tak się cieszę, że już jesteście - powiedziała mama witając się ze mną a potem z synową i wnuczkiem.
- Jejku Oli jaki ty już jesteś duży - zachwycał się mój tata.
- Dobrze chodźcie już do środka - stwierdziła mama.
Wzięłyśmy z Dagmarą nasze torby i ruszyłyśmy do domu. Usiedliśmy wszyscy razem w salonie pijąc sok pomarańczowy i rozmawiając a potem wspólnie zjedliśmy obiad. Po posiłku zostałam z mamą w kuchni zmywając naczynia a reszta wyszła na taras zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Jak się czujesz córeczko? - zapytała.
- Dobrze mamo naprawdę teraz już jest dobrze - odpowiedziałam.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie i ojca liczyć.
- Wiem mamo i bardzo Wam dziękuję - przytuliłam ją.
- Co zamierzasz dalej?
- Daga i Michał zaproponowali żeby u nich zamieszkała bo przecież i tak na sezon wyjadą do Rosji a z Bełchatowa jest bliżej do Łodzi - oznajmiłam i wtedy usłyszałam, że dostałam smsa.
"Wiem, że już jesteś w Bydgoszczy czekam za pół godziny na rynku."
Andrzej
- Mamo ja muszę Cię przeprosić, dokończymy tę rozmowę kiedy indziej - powiedział i wybiegłam z domu. Pomimo iż mieszkaliśmy na obrzeżach po 35 minutach byłam już na miejscu.
- Hej - przywitałam się z siatkarzem.
- Witaj Zuziek.
- Jak udało Ci się wyrwać? - zapytałam.
- Oj mam swoje sposoby a tak w ogóle musimy się śpieszyć bo nie mam za wiele czasu a więc zapraszam tak jak mówiłem na lody - powiedział ciągnąc mnie za rękę do budki z lodami włoskimi. Jedliśmy siedząc na jednej z ławek kiedy środkowy po chwili ciszy wreszcie się odezwał:
- Chciałem Cię zaprosić na parapetówkę do mnie, co prawda nie wiem jeszcze kiedy się dokładnie odbędzie ale na pewno będzie to jak zakończymy Ligę.
- Czyli szykuję się kolejna wielka impreza - zaśmiałam się.
- Żadna wielka impreza, będzie kilku znajomych - odpowiedział z uśmiechem - ale będziesz prawda?
- Jasne, ze tak możesz na mnie liczyć.
- To co spacer? - zapytał.
- A ty nie miałeś przypadkiem mało czasu?
- Jak się trochę spóźnię to się nic nie stanie - uśmiechnął się.
- W takim razie prowadź - powiedziałam i oboje ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. Spacerowaliśmy z Andrzejem ulicami Bydgoszczy cały czas się śmiejąc i rozmawiając. Siatkarz pokazał mi swoje ulubione miejsce w mieście, którym okazała się być niewielka wysepka nad Brdą. Posiedzieliśmy tam chwilę a potem po pożegnaniu każde ruszyło w swoją stronę. Ja do domu a środkowy do hotelu gdzie zatrzymała się reprezentacja. Wracałam spacerkiem myśląc o moim życiu a także o tym kim dla mnie jest Wrona. Zdałam sobie sprawę, że mimo krótkiego czasu od kiedy się poznaliśmy Andrzej stał się dla mnie ważny. Przy nim czułam się naprawdę bezpieczna i... po raz pierwszy od kiedy doznałam kontuzji naprawdę szczęśliwa. Wiedziałam, że znajomość brnie chyba do nieuniknionego i, że prędzej czy później mogę się w nim zakochać ale wiedziałam, że nie chcę tracić z nim kontaktu. Byliśmy przyjaciółmi a to było teraz dla mnie najważniejsze. Po kilkudziesięciu minutach wróciłam do domu gdzie od razu zostałam zasypana masą pytań przez mamę i Dagę. Na szczęść z tej sytuacji wyciągnął mnie Olik, który poprosił abym poszła z nim na plac zabaw.
Dodaję dziś bo jutro nie będzie mnie prawie przez cały dzień w domu a nie chciałabym Was zawieść i nie dodać nowego rozdziału. Jak widzicie między Zuzką a Andrzejem na razie nic się nie zmienia ale obiecuję, że to już nie długo :D Czytajcie i komentujcie bo to naprawdę pomaga i zachęca do dalszego pisania :)
Świetny rozdział,a już myślałam że na spacerze coś się stanie :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny.
Pozdrawiam ;*
Ja liczyłam z oni coś ten na spacerze :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Już nie mogę się doczekać się bliższych relacji pomiędzy Zuzą a Andrzejem.
OdpowiedzUsuńNadrobilam wszystko:) jest pieknie;) Zapraszam do siebie i jeslibys mogla informuj mnie na upadacznaczypowstawac.blogspot.com zapraszam do poczytania mojego blogu;)
OdpowiedzUsuń